sobota, 16 lipca 2011 | By: Kamil Kurowski

Kobieta idealna?

Rytuał popijania popołudniowej kawy połączony z przeglądaniem sieci, doprowadził mnie dzisiaj do zaiste dziwnego tekstu dotyczącego roli i obowiązków kobiety w społeczeństwie. Tytuł dość chwytliwy. "Kobieta idealna – czyli jaka?". Dałem się złapać, mając nadzieję na coś nieszablonowego, a być może nawet odkrywczego w tym - oklepanym na wszystkie strony – temacie. Ze smutkiem muszę niestety stwierdzić, że ów tytuł to jedyna zaleta tego felietonu. Ale po kolei.

Zaczyna się z grubej rury. Rzekłbym nawet, że zaleciało trochę wczesnym średniowieczem. Tradycja mówi, że skoro panem domu jest mężczyzna, to jego zadaniem jest dom utrzymać, podczas gdy kobieta o dom ma dbać. Nie zdziwiłbym się szczególnie, gdybym przeczytał coś takiego w grafomańskiej gazetce reakcjonistów, ale słowa te wyszły spod klawiatury młodej kobiety. Studentki. Wolę nie wiedzieć jakie są szczegóły tejże tradycji.

Nietrudno zauważyć, iż wiele rzeczy jest dla autorki "oczywistych". Jednak jedno zawsze było oczywiste – kobiece obowiązki. Czymże są te kobiece obowiązki? Niektóre z nich są całkowicie oczywiste, i nikt, jak sądzę, o te się kłócić nie będzie. W tym miejscu następuje krótka wyliczanka, w której nie mogło zabraknąć wychowywania dzieci i zajmowania się domem. A to drugie ma podobno wynikać z "wyjątkowej osobowości kobiety". Zawsze sądziłem, że siła charakteru w powiązaniu z bogatym wnętrzem to zalety wykorzystywane w kontaktach interpersonalnych (zarówno na niwie zawodowej, jak i towarzyskiej). Pierwsze słyszę, że bywają pomocne w trakcie gotowania tudzież sprzątania. Dobrze wiedzieć.

Co mamy dalej? Teraz każdy bez względu na płeć może się spełniać, czy to zawodowo, czy intelektualnie, od wyboru do koloru. Problem zaczynamy dostrzegać, gdy przyjrzymy się sytuacji dokładniej. Ów problemu autorka upatruje w społecznym ostracyzmie kobiet przedkładających karierę nad macierzyństwo. Założenie rodziny przecież nie jest obowiązkowe – stwierdza. Zaraz zaraz. Czy kilka wersów wyżej przywoływana przez nią tradycja nie mówiła czegoś innego? A wszystko póki co jest dobre, zgodne z naturalną koleją rzeczy. Coś mi do tej układanki nie za bardzo pasuje.

W ostatnim akapicie również nie brakuje frapującego stwierdzenia. Co może wydawać się zabawne w tej sytuacji – kobiety same to [sądzę, że chodziło w domyśle o ową nietolerancję? - dop. aut.] na siebie ściągnęły. W tym miejscu oczekiwałem co najmniej kilku zdań analizy. W jaki sposób? Dlaczego? I się nie doczekałem. Chyba myśl przewodnia zamierzona przez autorkę na starcie rozmyła się w niespójnych i zbyt obszernych rozważaniach. Na jałowy zresztą temat. Może to i lepiej. Bo jeśli miałaby być taka, na jaką po części wygląda, to nie dokończyłbym swojej kawy.

0 komentarze:

Prześlij komentarz