środa, 29 września 2010 | By: Kamil Kurowski

Zranione Krokodyle przyjeżdżają na Ibrox. Zapowiedź spotkania Rangers-Bursaspor

Środowy wieczór w Glasgow zapowiada się niezwykle emocjonująco. Mistrz Szkocji podejmie mistrza Turcji. Obie drużyny na krajowym podwórku radzą sobie wyśmienicie. „The Gers” po 6 kolejkach zainkasowali komplet punktów, przełamując ostatnio trwającą 4 lata niemoc na Pittodrie Stadium. W korespondencyjnym pojedynku dłużni nie pozostają im goście z Turcji. Podopieczni trenera Ertuğrula Sağlama na progu nowego sezonu potwierdzają, że mistrzostwo kraju nie było przypadkowe. W 5 dotychczasowych meczach stracili zaledwie 1 bramkę i przewodzą w tabeli Superligi.

Debiut Krokodyli w Lidze Mistrzów wypadł jednak bardzo słabo. Na Ataturk Stadium gospodarze zostali rozbici 0-4 przez Valencię. Nikt w Turcji nie przewidywał takiego obrotu sprawy. Transfery dokonane w lecie miały zagwarantować udaną przygodę na europejskiej arenie. Bursaspor w okienku transferowym wykazywał się dużą aktywnością. Do zespołu dołączyło m. in. trio argentyńskie: Héctor Damián Steinert, Federico Insua i Leonel Nunez. Istotnym ogniwem drużyny jest także 34-letni bułgarski bramkarz Dimitar Ivankov – etatowy wykonawca rzutów karnych. Goście przed środowym spotkaniem mają nóż na gardle – druga przegrana może znacząco zminimalizować szanse awansu do kolejnej fazy rozgrywek.

Rangersi z kolei rozpoczęli tegoroczną Ligę Mistrzów bardzo przyzwoicie. Zaprezentowali solidną dyscyplinę taktyczną na Old Trafford i wywieźli z Teatru Marzeń cenny remis. Pomimo wysokiej porażki Turków w pierwszym meczu nikt w Glasgow nie lekceważy gości. Zarówno Manager Walter Smith jak i sami piłkarze zdają sobie doskonale sprawę, że aby myśleć o zajęciu 2 miejsca w grupie muszą wygrywać na Ibrox. Atmosfera w klubie jest dobra po ostatniej ligowej potyczce z Aberdeen. Gospodarze będą chcieli za wszelką cenę podtrzymać passę meczów bez porażki.

W drużynie gospodarzy pod znakiem zapytania stoi występ Stevena Davisa, który w meczu ligowym nabawił się kontuzji uda. Na lekki uraz narzekał także Steven Naismith, ale wszystko wskazuje na to, że w środę zagra od 1 minuty. Na pewno nie wystąpią natomiast nieuprawniony do gry w Lidze Mistrzów Nikica Jelavić oraz wyłączony z gry na dłużej James Beattie.

wtorek, 14 września 2010 | By: Kamil Kurowski

Nowa era po dekadzie?

Być może wielu kibiców nazwie mnie szaleńcem, a większość nie będzie miała w istocie podstaw ku temu, aby się z takiej reakcji specjalnie dziwić. Ja jednak mam przeczucie, że w tym sezonie będzie dobrze. Nie wiem do końca skąd ono się bierze, ale jest. Nie przymierzając - 10 lat mija od największych sukcesów Valencii w elitarnej Lidze Mistrzów. Dwa niestety przegrane finały w 2000 i 2001 roku. Bolał zwłaszcza ten drugi po karnych z Bayernem. Później było oczywiście niezapomniane mistrzostwo za Beniteza i magiczny sezon 2001/2002 no i Puchar UEFA Tak, tego się nie zapomina. Wiele serc, jedno bicie... Od wspomnianych wydarzeń minęło sporo czasu. Bywało trochę lepiej i trochę gorzej. Za najbardziej fatalny w skutkach okres uznaję trenerkę Koemana. Człowiek nie miał pojęcia, co robi. Od dwóch lat w klubie rządzi Emery. W premierowym dla siebie sezonie zrobił to, czego od niego oczekiwano. Zapewnił Nietoperzom grę w LM bez eliminacji. Wracam do początkowego wywodu. Dlaczego mam dobre przeczucia na ten sezon? Generalnie mieć ich nie powinienem, ponieważ zespół opuściły dwie największe gwiazdy - Villa i Silva. Więc z czego się cieszyć? Przypomnę jednak, że taki Mendieta przychodząc do Valencii też był kompletnie nie znany. Jak się skończyło - wiadomo. Najwyższym do niedawna transferem w historii klubu. Z Villą nie inaczej - pamiętam jak przechodził do nas w 2005 za 12 mln euro - cała Europa śmiała się z tego transferu. Teraz my się możemy pośmiać. Tak to w futbolu jest - jedni przychodzą, inni odchodzą. Mam dobre przeczucia, bo do klubu przyszło kilku może nieznanych przeciętnemu kibicowi w Europie piłkarzy, ale całkiem fajnych i perspektywicznych. Po dwóch kolejkach widać, że jest wiara i nadzieja w tej drużynie. To powoli zaczyna być kolektyw. A w tym właśnie zawsze tkwiła siła Valencii - w kolektywie. Spokoju dodaje fenomenalnie spisujący się w bramce Cesar Sanchez. Mogę czasem nie zgadzać się z personalnymi decyzjami Emerego (i tak rzeczywiście jest), ale nie ma ludzi niepopełniających błędów. Trzeba mu oddać, że ma pomysł na Valencię. To na pewno. W ostatniej kolejce Hercules pokazał, że wiara czyni cuda. Dlaczego więc Los Ches mieliby tracić nadzieję? Dziś wieczorem pierwsza batalia w Lidze Mistrzów. Jesteśmy w Turcji na obiekcie mistrza tego kraju Bursasporu. Oby kebaby nie okazały się ciężkostrawne. Wierzę zatem, że ten sezon będzie nawiązaniem do wspaniałej historii, nie tak przecież znowu odległej. I że po raz kolejny Valencia udowodni, że pasja i zaangażowanie wciąż są w piłce w cenie. Amunt.