sobota, 4 czerwca 2011 | By: Kamil Kurowski

Dusza Morza

Morze spogląda na mnie zawsze nieprzeniknionym wzrokiem. Wszechogarniającą głębią naszkicowaną magicznymi kredkami gdzieś na horyzoncie. Przesypujące się ziarenka piasku doskonale współgrają z krótkimi smagnięciami fal nieustannie wślizgujących się o milimetr dalej. Jakby syzyfowo poszukujących tego jednego konkretnego ziarenka wśród milionów innych. Tej jednej maleńkiej istoty pozornie takiej samej. Tylko dla mało wprawnego obserwatora.

Morze miało dziś kolor błękitu. Mieniło się milionem kaskadowo rozprowadzanych przez promienie słoneczne kolorów. Każda kolejna fala wynosiła je przez ułamek sekundy ku niebu, po czym wpychała na plażę mówiąc: no weź je sobie, chyba potrafisz stworzyć z nich tęczę? Magiczne setne sekundy nigdy niedookreślone słowami.

Morze nieustannie szepcze swoją melodię. Dziś łatwo było poruszać się po pięciolinii dźwięków Zatoki Heleny. Zero fałszu. Czysty zew natury.

Pejzaż był doskonały. I tylko ta samotna mewa przeraźliwie krzycząca na nieboskłonie...